18 lut 2017

Degustacja 17.02.2017



Gdzie zacząć? Nowe miejsce degustacyjne okazało się gościnne i spełniło nasze niezbyt wygórowane wymagania, a oprócz stałych bywalców spotkanie uświetnił swoją obecnością Grzesiek z WhiskyMyWife wraz z kolegą.
A whisky? Zgodnie z obietnicą były morskie, chociaż na scenie wystąpiły również dwie butelki z krajów, które dostępu do morza nie mają. Z reguły na początku serwujemy jedną whisky na przepłukanie kubków smakowych, a potem zaczynamy część główną, ale tym razem intro trwało nadspodziewanie długo…





Tiroler 3yo, 40 % (whisky austriacka)

Nos/Smak: Wydaje mi się, że dojrzewała w świeżych beczkach, bo jest dość ostrawa, z aromatem politury, który jest nie do podrobienia – podobny posmak zostawiał Prologue Kozuby. Na pewno była to whisky.


2,5 punktu



Scapa 15yo, 43 %, G&M (Gordon&MacPhail)


Pierwotnie miała to być whisky na przepłukanie kubków. Scapy na rynku jest niewiele, a to, co próbowaliśmy, z reguły okupuje dolne rejony naszej tabeli punktowej (Orcadian, SMWS 17.34).


Nos: Delikatna, przywodząca na myśl Speyside. Kwiaty bzu, tarta jabłkowa z pieca, krem cytrynowy.


Smak: Od początku sporo cytrusowej słodyczy przeplata się z gorzkością skórki z pomarańczy. Zmierzając w stronę finiszu whisky łagodnieje i staje się słodsza (miód lawendowy), a w tle pojawiają się zielone winogrona.


3,5 punktu 



Bunnahabhain 26yo, 45,8 %, CWC (Creative Whisky Company), bourbon


Nos: Wnętrze skórzanych butów, rodzynki i stare pudełko po cygarach. Bardzo długo się otwiera, z czasem jest coraz bardziej i bardziej słodka, ale jednocześnie daje się w niej wyczuć dziwną ostrość – deptana pokrzywa? Trochę tak, jakbyście weszli do palarni cygar, w której nie jest nadymione.


Smak: Dębowa i pieprzowa. Bardzo dziwna whisky, która z jednej strony sugeruje wiek (alkohol jest praktycznie niewyczuwalny) i sprawia wrażenie, hmm… zakurzonej – pokryte kurzem dębowe meble, skórzane ubrania w starej szafie. Z drugiej strony ilość aromatów jest jednak bardzo ograniczona - i to zarówno po 5, 15 jak i 45 minutach w kieliszku. Dostała dodatkowe 0,5 punktu za bardzo długi i miodowy finisz.


Wiele lat temu 25-letni Bunnahabhain otworzył mi oczy na to, że ta destylarnia potrafi robić wspaniałą whisky. Od tego czasu gonię za jego wspomnieniem, przeżywając niestety kolejne rozczarowania. Fakt – moje oczekiwania były dość wysokie, ale Bunny z degustacji trochę zawiódł nawet tych, którzy nie mieli żadnych.


4 punkty



Nestville B&W, 40 %, (whisky słowacka)


Nos/Smak: Mocno alkoholowa, z intensywną zbożową nutą, która nie pozostawia wątpliwości, że to nie jest malt. 

Lekko winny aromat (whisky dojrzewała w beczce po francuskim winie) przywodzi na myśl słodkość kompostu, do tego gorzkie lekarstwo. Trunek pozostawia na języku tytoniowy posmak – jakbyś palił papierosa z kawowym tytoniem.

Nie ma wątpliwości, że przy próbowaniu tego drama wyszliśmy ze swojej comfort zone, a Nestville ma niewiele wspólnego z whisky, do jakich przywykliśmy. Na jej obronę muszę dodać, że kiedy piliśmy ją na raz – jak dobrą polską wódkę – robiła znacznie lepsze wrażenie.


Wkrótce, dla dobra nauki, spróbujemy ją w zestawieniu z innymi whisky z młodych destylarni, żeby ostatecznie odpowiedzieć na niełatwe pytanie, ile jest naprawdę warta.


1,5 punktu



Degustacja podzielona była na 2 bloki i po pierwszym z nich nastroje były minorowe, a niektórzy czekali już tylko na kanapki. Na szczęście po tym falstarcie poziom kolejnych whisky poszybował w kosmos.



Tobermory 21yo, 52,5 %, Cadenhead, bourbon


Nos: Zepsute jajka, smog zza okna i bryza morska.


Smak: Wanilia, cytryna i sól (brzmi jak zestaw na dobry koktajl). Pieprzowa jak Talisker, z metaliczną nutką jak Laphroaig i smoła, smoła, smoła.


Tobermory zamykają na 2 lata, więc pijmy ją, dopóki jest powszechnie dostępna i rozsądnie wyceniona. Jak poinformował nas Grzesiek, Tobermory operuje 11 miesięcy w roku – 5,5 miesiąca produkują Ledaig, potem przez miesiąc sprzątają destylarnię i myją sprzęt, by następnie przez 5,5 miesiąca produkować Tobermory. Być może był to jeden z pierwszych odpędów po zmianie, a może zmieniła się ekipa sprzątająca, ale tak ciężkiego Tobermory nie piliśmy nigdy.


4,5 punktu



The Nameless Two (Ledaig) 8yo, 51,3%, bourbon


Nos: Wędzonka, wnętrze pieca, ognisko i bryza morska.


Smak: Mocno ziemista, z serową nutką i masą soli. Torfowa, ze słodową słodyczą i dymem, który osadza się na języku. 


Na stronie wydawcy i dystrybutora figuruje jako Ledaig, ale tej informacji próżno by szukać na etykiecie.


5,5 punktu



Port Charlotte 13yo, 64,6 %, R&BT (Rest&BeThankful), sherry


Nos: Przejrzałe truskawki, ser z żurawiną. Sporo dymu, który jednak nie jest tak intensywny jak w Ledaigu, czy taki smolisty jak w próbowanym przed chwilą Tobermory od Cadenheada, ale wygładzony słodyczą sherry, która z wytrawnością współgra wprost znakomicie.


Smak: Cytrusy i truskawki (mniam), tarta rabarbarowa, odrobina przypraw i smoły. Całość zawinięta niczym tortilla w kołderkę z torfu.


Świetna, świetna whisky, na którą warto było czekać. Uwielbiam torf z beczek po sherry, a to jedna z najlepszych tego rodzaju whisky, jaką w życiu piłem.


6,5 punktu.



Degustacja zaczęła się nie najlepiej, ale jak to mówią, ważne jak się kończy, a końcówka była znakomita :)



Grupa głosowała następująco:

1. Port Charlotte – 6,34
2. Tobermory i Ledaig – 4,81. Pierwszy raz zdarzyło się, że dwie whisky miały tyle samo punktów z dokładnością do drugiego miejsca po przecinku.
3. Scapa – 3,94
4. Tiroler – 3,22
5. Nestville – 1,41

W starym systemie remisów nie było:

1. Port Charlotte – 41 punktów
2. Ledaig – 29 punktów
3. Tobermory – 19 punktów
4. Scapa – 4 punkty
5. Tiroler & Nestville – 0 punktów

NASZA SKALA OCEN








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz