16 lis 2018

Degustacja 16.11.2018


Dzisiaj mała sensacja, bo po raz pierwszy w historii autor wszystkich dotychczasowych opisów degustacji - czyli Maciej - odważył się powierzyć to zadanie innemu klubowiczowi.
Przed nami relacja Łukasza - dodajmy mu odwagi brawami ☺️:

• Czy warto czasem odstawić na bok znane i lubiane destylarnie, żeby sięgnąć po te, o których istnieniu wiemy, ale nigdy na poważnie nie zaistniały na naszych whiskowych degustacjach?
• Czy delikatny Auchentoshan nie poniesie drastycznej porażki w starciu z beczką po rumie?
• Jaką obecnie formę prezentuje stary dobry Cadenhead?
• Jak zdaniem The Whisky Exchange, kształtować się będzie przyszłość Ledaiga?
• Czy The Whisky Exchange do spółki z Signatory są w stanie zdjąć zły czar z The Glenlivet?
• Jak sprawdzi się torfowana Bunna z beczki po bourbonie?


Te wszystkie pytania zabrałem ze sobą na kolejną degustację Boat City Whisky Club. Ponownie (jak miesiąc temu) skorzystaliśmy z formuły blind tastingu, ale ja – w przeciwieństwie do większości klubowiczów – wiedziałem, jaki zestaw butelek dane nam będzie testować i byłem bardzo ciekawy ich zawartości. Zebraliśmy się nieco liczniej niż zazwyczaj, klub zarezerwował większą salę i już parę minut po 19-tej pierwsi fani single maltów zasiedli na swoich miejscach. Czas oczekiwania na pozostałą część ekipy umilił nam Mariusz, który postanowił podzielić się swoim Kilchomanem 7yo Gold Polish Autumn, finiszowanym w beczce po czerwonym winie. Taki bonus był bardzo przyjemnym rozpoczęciem wieczoru i nie wchodząc w szczegóły, przyznać muszę, że ta edycja wypadła nader pozytywnie, co trochę przywróciło mi nadzieję, że Kilchoman jest jednak w stanie zabutelkować oficjalny wypust, który nie będzie wyłącznie torfem w pigułce.

Później było już tylko lepiej. Zgodnie z formułą blind tastingu klubowicze oceniali dramy w ciemno, ale inaczej niż miesiąc temu, Maciek po każdym głosowaniu ujawniał, jaką whisky mieliśmy w kieliszkach. Przy opisywaniu degustowanych whisky korzystać będę z notek swoich i Andrzeja, a punktowa ocena danej whisky to średnia punktów przyznanych przez nas obu. Na pierwszy ogień poszedł:

Auchentoshan 18yo, rum cask finish, 55 %, Cadenhead

kolor: złoty
nos: dużo owoców (jeżyny, pomarańcze, jabłka, winogrona), świeże zioła (miętowa herbata), wanilia, trochę tanin
smak: gorzka czekolada z chili, dużo dębu, trochę wiśni, figi, owocowa słodycz z nutami cytrusów w tle
finisz: lekko orzechowy, migdały, cierpki w charakterze, średnio długi

ocena: 4 pkt./10 – ciekawe nuty w smaku i zapachu, rum nie jest dominujący, ale dobrze się komponuje z samą whisky. Auchentoshan od niezależnych, zwłaszcza z ciekawej beczki, to coś, czego jeszcze kiedyś chętnie spróbuję.

Jako drugi w szranki stanął:
Tullibardine 22yo, 47,3 %, seria small batch od Cadenheada

kolor: białe wino
nos: orzechy włoskie i laskowe, marchewka, dużo drożdży, coś zatęchłego (piwnica?), jabłko, gruszka i dynia, jakieś chemiczno-plastikowe nuty w tle
smak: ponownie marchew i drożdże, cierpki smak dominuje, ale jest też coś chemicznego i to w niezbyt przyjemny sposób. Nuty orzechów i jabłek, lekkie akcenty zbożowe.
finisz: generalnie słaby, jakieś ostrawe nuty, ponownie drożdże, orzechy, na koniec wrażenie cierpkości. Wszystko to odległe i szybko zanika.

ocena: 3,25 pkt./10 – nos dość ciekawy i niespotykany. Smak i finisz zdecydowanie poziom niżej, szkoda.
Cóż –na pewno trochę czasu będzie musiało minąć, zanim po raz kolejny nabiorę ochoty na spróbowanie jakiegoś wypustu tej destylarni. Zapowiadało się bardzo ciekawie, bo nos obiecywał sporo, ale potem było już gorzej. Przy okazji potwierdziła się teoria, że seria Small Batch nie jest najlepszym koniem ze stajni Cadenheada.

Trzecim dramem wieczoru był:
Strathmill 20yo, finiszowany przez 5 lat w Chateau Lafitte, 52,7 %, Cadenhead

kolor: sok jabłkowy
nos: na początku dominuje siarka, później śmietanka, wiśnie (likier), trochę akcentów skórzanych. Rodzynki w alkoholu, drożdżówka ze śliwkami, po jakimś czasie robi się kremowa z miodowymi akcentami oraz suszonymi owocami i herbatą w tle.
smak: słodka herbata poziomkowa, trociny ze świeżego drewna, ale i coś lekko chemicznego. Lekko przypalone ciasto ze śliwkami, dąb i wiśnie.
finisz: słodki, aksamitny, wiśniowo-śmietankowy. Przywodzi również na myśl nalewkę owocową. Trwa długo i harmonijnie.

ocena: 5 pkt./10 – bardzo lubię whisky w taki sposób „siarkowe”. Intensywna na nosie i języku, spójna, zdecydowanie jest to łycha po tej „dobrej stronie mocy”.
Tym razem zaskoczenie na plus. Destylarnia, której jako jedynej nikt nie odgadł w konkursie „What’s in the box”, zaciekawiła mnie na tyle, że chętnie do niej wrócę i spróbuję jej kolejnych wypustów.

The Glenlivet 11yo, 64,3 %, 1st fill shery hoggie, Signatory, zabutelkowana dla The Whisky Exchange na 10-tą edycję TWE Whisky Show 2018

kolor: herbata
nos: słodki, ale są też słone nuty, vegeta, wędzona śliwka, suszone owoce (jabłka, figi), tytoń wiśniowy. Wiśnie w alkoholu, miód, migdały, w tle lekko metaliczne akcenty (miedź), odrobina pieprzu i herbaty.
smak: słodki, melasa, dużo miodu, trochę poziomek i nut czerwonych owoców. Po chwili rodzynki, czekolada, w tle pikantne papryczki.
finisz: długi i przyjemny, zaskakująco wytrawny, chutney z cebuli, są też akcenty pieprzne i wszechobecny w tej whisky miód.

ocena: 6 pkt./10 - bardzo dobra whisky, sherry nie dominuje, a uzupełnia tę łychę. Sporo się dzieje, profil zapachowo-smakowy zdecydowanie w moim guście. Whisky ma w sobie elementy związane z prawie każdym smakiem, prawdziwe kompendium.
The Glenlivet to moja pierwsza whiskowa miłość, jeszcze w latach dziewięćdziesiątych próbowałem popularnej „dwunastki” jako pierwszego w życiu single malta. To był szał, ale kto z nas nie wspomina tak swojej pierwszej słodowej? W już bardziej „świadomym” whiskowym życiu dużo rzadziej zdarzało mi się pić takie wypusty tej destylarni, które pozostawiłyby po sobie pozytywne wrażenie – owszem, były solidne i poprawne, ale zdecydowanie bez błysku. Tym razem było inaczej, a nastroje te podzielali klubowicze, bo wielu z nich jeszcze podczas testowania tego drama wyciągnęło smartfony i łączyło się ze sklepem TWE w celu dokonania zakupu 😀. Przed otwarciem kolejnej butelki nastąpiła ceremonia przyjęcia w nasze szeregi kolejnego klubowicza, którym został Tomasz. Witamy wśród nas!

Bunnahabhain 17yo, 57,5 %, bourbon hogshead od Cadenheada z serii Authentic Collection, torfowany

kolor: słoma
nos: torf, mokra ziemia, dużo słodyczy, jodyna, wędzona wieprzowina i cebula. W tle słodkie owoce, morska sól, żywica i popiół.
smak: torf jest mocno wyczuwalny, trochę popiołu, ponownie słodkie owoce (choć jest też aspekt kwaskowaty) oraz zwęglona na grillu wieprzowina. Siano i cukrowa słodycz w tle.
finisz: mocno słony z nutami morskimi i aromatami wędzonej ryby

ocena: 5,5 pkt./10 – stara dobra Islay w klasycznym wydaniu, bez zbędnych dodatków. Szczerze mówiąc, jeśli miałbym zgadywać destylarnię w ciemno, to strzelałbym w Laphroaiga, a Bunna byłaby dopiero którymś z kolei wyborem. Na pewno megafajne doświadczenie, bo absolutnie nic nie „przykrywało” tego torfowanego destylatu – wielkie brawa dla Cadenheada za tę selekcję.

Ledaig Present Future 12yo, 58,4 %, shery butt, zabutelkowana przez The Whisky Exchange na 10-tą edycję TWE Whisky Show 2018

kolor: bursztynowy
nos: gorzka czekolada, pomarańczowa oranżada, mięso z grilla, trochę czerwonych owoców, żółty ser. Świeżo wyciśnięty sok z cytryny, morskie i metaliczne akcenty, świeże zioła, w tle aromaty skórzane.
smak: ostry żółty ser dojrzewający, sporo popiołu, słodkie owoce (brzoskwinia). Czuć sól, dębinę, owocową kwaskowość, skórę i tytoń.
finisz: gorzkość dominuje, średnio długi, najsłabszy element tej whisky.

ocena: 6,25 pkt./10 – bardzo dobra łycha, bogata, intensywna, rozwija się z czasem, co bardzo cenię w whisky. Torf jest obecny, ale na drugim planie, uwypukla pozostałe nuty smakowo-zapachowe.
Jeżeli to jest przyszłość Ledaiga, to jestem na tak, bo smakowała mi bardzo. Wydana z okazji TWE Whisky Show i sprzedawana z limitem jednej butelki na osobę, zdecydowanie pokazała już po raz drugi tego wieczoru, że ludzie z TWE mają nosa do wybierania beczek.

To była bardzo udana degustacja, która zresztą trwała wyjątkowo długo. Było jak zwykle sporo żartów i świetna atmosfera, ale też dużo merytorycznej dyskusji o tym, co znaleźliśmy w kieliszkach, o inwestowaniu w whisky oraz o roli drożdży w procesie produkcji whisky. Szczegółów nie będę jednak ujawniać, żeby nie zdradzać wszystkich tajników klubowej kuchni 😉. Kto chce dowiedzieć się więcej i samemu sprawdzić, jak bawi się whiskowa Łódź, zapraszamy do nas. Kultowy już grudzień jest wprawdzie wyprzedany, ale na styczeń szykuje się prawdziwa petarda, czyli „Skarby Islay” – tasting przywiezionych przez nas z Feis Ile festiwalowych whisky z najbardziej torfowej wyspy Szkocji. Dla mnie każda degustacja klubu jest jak święto single malt w Łodzi i powoli zaczynam żałować, że nasze spotkania odbywają się tylko raz w miesiącu.
Dla porządku przedstawiam punktację obecnych według „nowych” i „starych” zasad:

Nowe Whisky Stare
3,15 pkt./10 Auchentoshan 2 pkt.
3,28 pkt./10 Tullibardine 1 pkt.
4,13 pkt./10 Strathmill 5 pkt.
5,92 pkt./10 Glenlivet 42 pkt.
5,5 pkt./10 Bunnahabhain 30 pkt.
5,78 pkt./10 Ledaig 34 pkt.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz