17 lis 2017

Degustacja 17.11.2017


Wśród miłośników whisky znajdziemy wielu zwolenników blind tastingów – ich podstawowym argumentem jest to, że w braku szczegółowych danych o whisky w kieliszku oceniamy wyłącznie walory smakowe i zapachowe trunku, nie sugerując się walorami czy mankamentami kojarzącymi się zwykle nam z określoną beczką czy destylarnią. Takie degustacje nieraz zaskakują – zwłaszcza kiedy okaże się, że destylarnia, którą znamy i dotąd traktowaliśmy z dystansem, dostarczyła tym razem trunku pozostającego na długo w pamięci bądź kiedy whisky z beczki po sherry nie smakuje jak dotychczas przez nas próbowana whisky z beczek po sherry. Takie doświadczenie otwiera oczy i przypomina, że pomimo pewnej powtarzalności, „charakter destylarni” to często rzecz umowna, a przekonać się o tym można szczególnie w przypadku maltów od niezależnych dystrybutorów.





Z drugiej strony, wiedząc, co pijemy, możemy zmierzyć się z własnymi wyobrażeniami, wspomnieniami i sentymentami, jakimi darzymy daną destylarnię czy region, co wcale nie wyklucza zaskoczenia. Nastawiając się na pewne spektrum smaków, możemy je lepiej wyłapać, podobnie jak aromaty poboczne, których w takiej whisky po prostu się nie spodziewaliśmy. To wcale nie znaczy, że wiedza o tym, co mamy w kieliszku, stymuluje wyczuwanie konkretnych smaków, bo choć siła sugestii jest ogromna, ale przecież nie wyczujemy wanilii czy karmelu tam, gdzie go nie ma. Inna sprawa, że dwie osoby mogą ten sam aromat nazwać inaczej, ale to już inna historia. Osobiście uważam, że w pierwszych latach doświadczeń z whisky lepiej organizować „otwarte” degustacje, na których z góry wiadomo, co jest w kieliszku – bo pozwala to zainicjować utożsamianie przez ich uczestników pewnych klimatów, aromatów czy niuansów smakowych z określonymi beczkami i regionami.

W klubie blind tastingi organizujemy rzadko i w przeszłości zwykle miały one charakter konkursu, w ramach którego za prawidłowe wskazanie regionu/destylarni/beczki/mocy/wieku otrzymywało się punkty, a osoby z najlepszymi wynikami mogły na koniec dnia liczyć na nagrody. Tym razem jednak moim celem było określenie, w jakim punkcie whiskowego rozwoju obecnie się znajdujemy – co nam naprawdę smakuje i w których kierunkach powinniśmy podążać (analiza zdobytych w ten sposób danych jest nadal w toku…). Przede wszystkim – ponieważ od dawna skupiamy się na niezależnych dystrybutorach – a to oznacza single caski i cask strenght – chciałem przemycić w ten sposób kilka official bottlingów, tak aby grupa oceniła je bez uprzedzeń. Obyło się więc bez nagród, ale zabawa i tak była przednia, a niektóre whisky okazały się zaskakująco dobre – czy punktacja byłaby inna, gdybyśmy wiedzieli przed ocenianiem co pijemy? Wątpię. Zresztą w trakcie degustacji wielokrotnie padały sugestie co do tego, jaka destylarnia dostarczyła daną butelkę i w niektórych wypadkach były to bardzo celne spostrzeżenia.

Dla dobra czytelnika od razu podaję, co piliśmy.

Glencadam 13yo „The Re-Awakening”, 46 %, OB

nos: zielone jabłka, gruszka, pieprz i wanilia.
smak: zielone jabłka w zalewie z whisky, wanilia i trochę cytrusów. Z czasem robi się coraz bardziej drewniana, a na wierzch wychodzą żywica i eukaliptus.

3 pkt. /10 – trochę słaba, jak na whisky wydaną dla uczczenia ponownego otwarcia destylarni.

Benrinnes 19yo, 49,9 %, Rest&BeThankful, bourbon

nos: arbuz i to jeden z najbardziej sugestywnych, jakie miałem okazję wąchać w kremowo-waniliowej otoczce. Świeży i przyjemny.
smak: początkowo arbuzowy z drewnianą nutką, wanilią i zieloną trawą. Potem robi się bardziej metaliczna, a na finiszu wychodzi kardamon i chili.

5,5 pkt/10 – piękna i oryginalna whisky, który to już raz Rest& Be Thankful dostarcza nam produkt najwyższej jakości...?

AnCnoc 24yo, 46 %, OB

nos: początkowo wyczuwalny siarkowodór, który jednak szybko znika, pozostawiając miejsce dla przyjemniejszych owocowych aromatów popartych nutami melasy, mięsa i miętą na finiszu.
smak: suszone owoce – rodzynki, śliwki – w pikantnej zalewie, czekolada, skórka z orzechów włoskich i wyczuwalne cytrusy. Finisz jest długi i przyjemny, z nutką eukaliptusa i tanin.

5 pkt./10 – jakieś 10 lat temu AnCnoc 1975-2005 eksplodował na moich kubkach smakowych, pozostawiając trwały ślad w mojej pamięci. Liczyłem, że uda się trochę te wspomnienia odświeżyć i nie zawiodłem się – to bardzo porządna whisky, chociaż dodatkowe kilka procent oddałoby jej przysługę.

Highland Park Valkyrie, No Age Statement, 45,9 %, OB

edycja, która ma zastąpić Dark Origins – mocniej torfowana od standardowych HP i w porównaniu z obecnie wydawanymi daje się w niej odczuć większy wpływ beczek po bourbonie.

nos: brudna wanilia, torf i mokra leśna ściółka w kołderce z ziół i jodyny. 
smak: ziemisto-słodko-bagnista, brudna wanilia, orzechy włoskie i suszone śliwki na finiszu.

Niektórzy stawiali, że to Longrow i faktycznie miała w sobie coś, co przywodziło na myśl Campbeltown. Mimo, że nie jest to bardzo torfowa whisky, jej ogólny charakter sprawiał, że robiła wrażenie cięższej i bardziej mrocznej.
5,5 pkt./10

Ben Nevis 20yo, 51,9 %, Creative Whisky Company, sherry

nos: łatwy i przyjemny – słodko-owocowy, przejrzałe wiśnie, rodzynkowa słodycz, christmas pudding (chociaż niektórzy mówili raczej o pierniku toruńskim).
smak: suszone owoce, kompot świąteczny, gorzka czekolada z chili, christmas pudding. Miód i jaśmin na finiszu.

6 pkt./10

Ledaig 19yo, 51 %, OB, Marsala finish

nos: palone drewno, kawa, rodzynki i karmel. Bardzo specyficzny, ale piękny i bogaty nos. Rozwija się w stronę nut winnych w asyście sera pleśniowego i kuchni indyjskiej (kurkuma, kardamon).
smak: cola z whisky i nie jest to wada, po prostu tej słodyczy nie da się porównać do niczego innego. Drewno bije się o pierwszeństwo z torfem w otoczeniu masy cytrusów z delikatną aroniową cierpkością. Całość pozostawia winny aromat na języku.

7 pkt./10

Ardbeg An Oa, 46,6 %, OB

Whisky niedawno dodana do core range Ardbega, która wywołała pewne poruszenie w środowisku. Ze względu na specyficzną butelkę trudno było ukryć przed grupą, że to Ardbeg, natomiast niekoniecznie miało to wpływ na nasze oceny.

nos: bardzo intensywny – słono-torfowo-ziołowy, niepozostawiający wątpliwości, z którą destylarnią mamy do czynienia. 
smak: słono-torfowo-ziołowa, popiół i syrop z anyżkiem, tymianek z podbiałem i brudną wanilią.

4,5 pkt./10

Oceny grupy prezentują się następująco:
1. Ben Nevis – 6,21
2. Ledaig – 5,92
3. Benrinnes – 5,37
4. Highland Park – 5,32
5. Ardbeg – 4,89
6. AnCnoc – 4,37
7. Glencadam – 3,21
W starym systemie:
1. Ben Nevis – 39
2. Ledaig – 35
3. Benrinnes – 20
4. Highland Park – 9
5. AnCnoc - 7
6. Ardbeg – 4
7. Glencadam – 0

NASZA SKALA OCEN

Szczególnie drugi system głosowania, który określa pozycję danego drama na gruncie konkretnej degustacji, pokazuje, jak przeciętny w porównaniu z innymi whisky był Ardbeg. Gwoli ścisłości, warto natomiast dodać, że jest to whisky, którą można kupić za ~230 zł, czyli mniej, a w niektórych przypadkach znacznie mniej, niż pozostałe konkurujące z nią tym razem butelki. Czy to przypadek, że koniec końców wygrał malt od niezależnego – raczej tak, bo dla mnie i kilku innych osób whisky wieczoru był zdecydowanie Ledaig, a fakt, że była to oficjalna wersja, nie miał znaczenia. Po prostu tak działa demokracja...
x

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz