13 lut 2016

Degustacja 12.02.2016


Tematem ostatniej degustacji miały być whisky wyłącznie z beczek po sherry, jednak ze względu na ułomność firmy kurierskiej musiałem posiłkować się "whisky zastępczymi".
W ich skład weszła jedna whisky po sherry i jedna z beczki po wytrawnym czerwonym winie. Z perspektywy czasu może nawet dobrze się stało, bo zapewniło większą różnorodność.
A czy było dobrze? Ogólnie tak, chociaż znów część grupy stanęło na stanowisku, że sherry za bardzo dominuje whisky.
Jakże pięknie się różnimy :)




Zaczęliśmy w Speyside...
Glenlivet Nadurra NAS, 60,7%, OB, Oloroso sherry
Nos: Pierwsze uderzenie dość mięsne, ale potem robi się coraz bardziej słodko - przejrzałe wiśnie, świeże truskawki. Piękny bukiet bez cienia alkoholu, uwielbiałem to uczucie aromatów około-sherry osadzających się na nozdrzach - trochę jak przy dobrym cygarze. Po czasie robi się odrobinę wytrawniej, a na pierwszy plan wychodzi tytoń wiśniowy, ale również coś budyniowo-kremowo-truskawkowego.
Smak: Słodka truskawka, wiśnie w czekoladzie, landrynki. Przez dużą część smakowania miałem nieodparte wrażenie jakbym miał ustach taniego lizaka. Gorycz, nadspodziewanie przyjemna w tym przesłodzonym otoczeniu przychodziła dopiero na finiszu.
Sam uznałem tę whisky za poprawną, posiadającą pewien urok.
Natomiast Łukasz, który lubi i zna się na winie twierdził, że zalatuje tanim sherry, Darek mówił, że wersja 16-letnia była znacznie lepsza, a Michał Maruda był tradycyjnie przeciw.

Glendronach 19yo, 53,6%, M&P, Pedro Ximenez
Whisky zabutelkowana dla jednego z polskich dystrybutorów. Mógłbym napisać elaborat o ich obsłudze klienta i o braku znajomości produktów, ale staram się o tym nie myśleć. Czy wpływ na moją postawę może mieć whisky, którą od nich kupiłem? Może odrobinę, chociaż nie była to whisky, za którą sprzedałbym nerkę, więc to chyba jednak moja miła osobowość.
Kolor: Coca-cola - rzadko opisuje kolory, ale ten był ciemniejszy od czegokolwiek co wcześniej widziałem - Vantablack wśród whisky.
Nos: Po pierwsze trzeba zauważyć, że otwierała się przez dobre 15 minut, a przez pierwsze 5 nie miała nam do powiedzenia nic. 
Po czasie otworzyła się kwitnącym lasem, skórzanym rzemykiem i suszonymi owocami.
Smak: Przesłodki! Mega, mega słodki. Są rodzynki, trochę czerwony owoców, jakieś przyprawy majaczą w tle...natomiast całość ma konsystencję syropu i przywołuje na myśl colę z whisky (w tej kolejności).
Mając to wszystko na uwadze i tak moim zdaniem jest naprawdę fajna. Ani nos, ani smak nie są szczególnie odkrywcze, ale jest to whisky bardzo spójna i absolutnie brakowało nut, które psułyby ogólną harmonię.

Glen Spey 9yo, 46% Provenance, bourbon
Kolor: Brudna woda
Nos: New spirit, śledzie, kuter rybacki, słodowany jęczmień, grappa
Smak: Zgniłe zboże, Siwucha, morele
Ta whisky miała być jedynie przerywnikiem i pozwolić odetchnąć kubkom smakowym od wszechobecnego wina przed drugą rundą. Nie spodziewałem się jednak, że będzie aż tak zła.
Mogę tylko podejrzewać, że te 9 lat spędziła w jakimś plastikowym pojemniku i miała być użyta do czyszczenia szyb w destylarni. Dramat, idealnie natomiast nadaję się do wprowadzenia w temat "dlaczego niektóre whisky są droższe od innych". Ogólnie chciałem wprowadzić Glen Spey jako kolejną whisky, którą będziemy testować tak jak Glentauchersa czy Glenlossie do momentu, aż zgodzimy się, że znamy ją wystarczająco dobrze, żeby stwierdzić czy jest dobra czy zła. Teraz się trochę obawiam...

Bowmore 12yo, 58,1% Cadenhead, Bourbon + Burgundy cask
Na tę whisky ostrzyłem sobie zęby od dłuższego czasu. Destylarnia lubiana, bottler świetny, wino dobre, a doświadczenia z Bowmorem z beczek po innych winach dobre lub świetne (Bowmore Dawn i z beczki po Gaja Barolo są u nas w 
Hall of Fame)
Ta dojrzewała 8 lat w bourbonie i potem 4 w burgundzie.
Nos: Przyjemny, ale ani bardzo Bowmorowy, ani szczególnie winy. Moje myśli kręciły się wokół kompotu wiśniowego pitego prosto z beczki w zatęchłej piwnicy.
Smak: Jest to whisky, chociaż znów gdybym pił w ciemno i nie czuł przyjemnego pieczenia w ustach sądziłbym, że to kompot z owoców leśnych. Najdziwniejsze, że ta whisky była naprawdę słodka, prawie jakby dojrzewała w beczce po winie słodkim, a nie burgundzie. Dopiero pod koniec na wierzch wychodziła typowa dla Bowmore'a popiołowość.
Whisky niby dobra, aromaty zgodne z etykietą, ale zdarzały się fałszywe nuty, które trochę psuły obraz całości. Być może moje oczekiwania były trochę za duże i z tą delikatny zawód.

Port Charlotte 11yo, MoS, Leroy red wine cask
Beczka, w której dojrzewała ta whisky (całe 11 lat w Bruichladdichu) kosztowała potencjalnie majątek, ale sama whisky wyszła dziwnie
Nos: Nawozowa słodycz, intensywna ziemistość, dziwna oleistość i nieokreślona rybność.
Smak: Mięso drugiej świeżości, gorzkawa i intensywnie winna, całość łamana wyjątkowo wysoką kwasowością - coś niespotykanego w whisky. Na wiele sposobów była ciekawa, ale przez ciekawa mam a myśli dziwna...
Jak ocenili te whisky nasi specjaliści?
1. Bowmore 28 pkt
2. PC 27 pkt
3. Glendronach 16 pkt
4. Glenlivet 1 pkt
5. Glen Spey 0 pkt (tylko dlatego że nie można było dawać punktów ujemnych)

System 1-10:
1. Port Charlotte 6,46
2. Bowmore 6,21
3. Glendronach 4,82
4. Glenlivet 3,61
5. Glen Spey 1,79

NASZA SKALA OCEN

W marcu druga runda z sherried whiskies, na pewno będzie ciekawie. Stay tuned


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz