Te zdjęcia, zrobione na ostatniej degustacji, mówią więcej niż dziesiątki słów.
W butelkach z serii Rare Malts Selection zamknięte są prawdziwe uczucia, emocje i marzenia, których próżno szukać w świecie zdominowanym przez smartfony, tweety i aplikacje.
Razem z Port Ellenem pochodzą z czasów kiedy do robienia whisky, podobnie jak do kontaktów międzyludzkich przykładano więcej wagi, bo rozumiano, że każdy list i każdą świąteczną kartkę, podobnie jak butelkę single malta należy traktować z szacunkiem.
Gdyby opisać aromaty zamknięte w każdej poszczególnej butelce mogłoby się wydawać, że w zasadzie nie różnią się od obecnych - beczki po bourbonie dawały aromaty waniliowe, a sherry suszonych owoców i gorzkiej czekolady.
To co je wyróżniało to intensywność tych aromatów, faktura na języku, długość finiszu - bardziej to jak do nas przemawiały niż co konkretnie mówiły.
Pod tym względem zrealizowaliśmy swoje marzenie by napić się legend. (Oprócz tego był jeszcze 29-letni Linkwood od SMWS, potencjalnie najgorsza whisky jaką od nich piłem. Pod tym względem przypominała 30-letnią Caol Ilę od Signatory, którą testowaliśmy w grudniu zeszłego roku.
New spirit, żywica, świeżo ścięta brzoza świadczące o wyjątkowo słabej interakcji alkoholu z drewnem.
ale to szczegóły, przegranych nikt nie pamięta.)NASZA SKALA OCEN
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz